Witajcie!
Denko już było, więc teraz pora na moich ulubieńców.
Nie będę opisywać wszystkich kosmetyków, których mi się przyjemnie używało, a jedynie te,
które mnie zafascynowały i oczarowały.
Cała drużyna ;-)
I po kolei:
1. Hipp Oliwka dla dzieci
Kupiona za nie tak wielkie pieniądze, a ze skórą czyni cuda. Ma delikatny, niedrażniący zapach, który wyjątkowo przypadł mi do gustu (dla porównania BabyDream ma jak dla mnie okropny zapach). Przemyślane opakowanie, oliwka nie leje się po butelce. Szybko się wchłania i dzięki naturalnemu (i wyjątkowo krótkiemu składowi) nie zostawia lepkiej warstwy, w przeciwieństwie do oliwek parafinowych, których nie cierpię. Moja skóra bardzo polubiła. Jest wydajna i zostanie ze mną na dłużej :)
2. Hipp Szampon dla dzieci
Ostatnie moje włosy i skóra głowy zaczęły się buntować przeciwko drogeryjnym specyfikom, ale do kiedy poznały Hippa wszelkie fochy im przeszły :) Szampon jest delikatny, używam go obecnie na zmianę z Organique. Włosy są po nim lekko toporne, ale maska z Organique załatwiła sprawę. Od kiedy używam wszelkie problemy ze skalpem się skończyły. Podobnie jak oliwka ma przyjemny skład i delikatny zapach. Nadaje się również do mycia pędzli.
3. Oriflame Aimi Mgiełka do ciała
Zapach, który towarzyszył mi w ubiegłym miesiącu najczęściej. Wprawdzie pisała, że mgiełek najczęściej używam latem, jednak ta ma taki słodki i ciepły zapach, jednocześnie trwały, że postanowiłam jej używać w chłodniejsze dni. Świetnie się sprawdziła, otulając mnie swoim zapachem. Szkoda, że ten zapach nie posiada balsamy, lub wody perfumowanej. Chętnie bym się w cały zestaw zaopatrzyła. Mgiełka pachnie cudownie i podejrzewam, że będzie mi towarzyszyć jeszcze długi czas.
4. Organique Twardy balsam z masłem shea
Fantastyczny produkt! Wprawdzie jestem zbyt leniwa, żeby bawić się w nakładanie go na całe ciało, ale w roli bogatego balsamu do stóp świetnie się sprawdził. We wrześniowym denku pisałam o kremie AA, który bardziej mi zaszkodziła na stopy niż pomógł. Organique, jak rycerz na białym koniu (w końcu jest biały) mi pomógł. Dawno nie miałam tak miękkiej i odżywionej skóry stóp jak po jego użyciu. Co najważniejsze nie muszę go używać codziennie, a mimo to efekt trwa nadal. Do tej pory używałam wersji o zapachu mleka, jednak ciekawią mnie inne wersje. Polecacie jakąś?
5. Pat&Rub Relaksujący balsam do rąk trawa cytrynowa i kokos
Kremik dostałam na urodziny, ale leżał i czekała, aż wykorzystam to, co mam pozaczynane. W ubiegłym miesiącu w końcu się do niego dobrałam i nie żałuję. Już zaczęły się jesienno-zimowe chłody, choć ostatnio jeszcze na moment się ociepliło. Jest to najgorsza pora dla moich rąk, bo nie noszę rękawiczek, chyba że już jest mróź powyżej -10 stopni. Cierpi na tym skóra moich dłoni, ale nie z Pat&Rub. Już jedno użycie przyniosło mi ulgę, a od kiedy używam regularnie, problem przesuszonych dłoni już mnie nie dotyczy. Fantastyczny produkt, wart swej ceny, chociaż często można go dostać w sporej promocji :)
Mam jednak jedno "ale". Liczyłam na zapach bardziej kokosowy, a czuję głównie trawę cytrynową. Zapach sprawdzi się latem, ale jest zbyt odświeżający zimą. Myślę nad zakupem wersji rozgrzewającej...
6. Pat&Rub Różany peeling do ust
W okresie jesienno-zimowym cierpią nie tylko moje dłonie, ale także i usta :( Nie cierpię tej pory roku. Na szczęście odkryłam cudowny kosmetyk, który błyskawicznie radzi sobie z suchymi skórkami ust. Jednocześnie obłędnie pachnie i smakuje różanym nadzieniem z pączka (kocham wszystko, co różane). Perfekcyjnie radzi sobie z suchymi skórkami, a masaż pobudza ukrwienie i sprawia, że są one czerwieńsze. Idealne rozwiązanie przed nałożeniem kolorowej pomadki (zwłaszcza matowej). Dopóki nie spróbowałam, uważałam peelingi do usta za zbędne. Teraz widzę różnicę.
7. La Roche-Posay Effaclar Duo
Pielęgnacyjną część kończę produktem, który z założenia jest kremem. Jednak ja go używam trochę inaczej, ponieważ podrażniał moją wrażliwą skórę. Nakładam go miejscowo na zmiany i miejsca, gdzie zmiany mi się najczęściej pokazują, zostawiam do wchłonięcia i na całą twarz nakładam inny krem. Dzięki takiemu rozwiązaniu, wypryski już prawie wcale się nie pokazują, no może sporadycznie od czasu do czasu...
8. Bomb Cosmetics Balsam do usta marakuja
Jak już wspomniałam zaczęłam złuszczać usta, ale równie istotnie jest ich regularne nawilżanie. W tym miesiącu towarzyszył mi ten balsam, zamknięty w uroczym, małym kolorowym słoiczku o pojemności 9 ml. Do tej pory najczęściej na chłodne dni wybierałam Carmex w sztyfcie, ale przeszkadzał mi zapach. Ten balsam ma podobne działanie, ale o niebo lepszy zapach. Jest też niesamowicie wydajny. Używałam go regularnie przez blisko miesiąc i prawie wcale nie widać zużycia. Jedynym jego mankamentem jest forma w słoiczku, przez co trzeba pamiętać o myciu rąk przed użyciem i nie zawsze jest to możliwe :( I nie podoba mi się, że napisy się starły...
9. Maybelline Color Tatoo cienie do powiek
Po pielęgnacji czas na kolorówkę. Najbardziej udanym zakupem tego miesiąca były cienie Maybelline Color Tatoo. Najpierw kupiłam kolorek 40-Pernament Taupe. Świetnie się sprawdził, zarówno sam, jak i baza podbijająca i przyciemniająca cienie. Od dnia zakupu używam ich niemal codziennie. Nie ważne co robię, zostają na swoim miejscu i w niezmieniającej formie. Nie sprawiają jednak problemu przy wieczornym demakijażu. Tak bardzo mi się spodobał, że jak wczoraj wypatrzyłam je w Rossmanie w promocji, postanowiłam dokupić jeszcze 20-Turquoise Forever. Zobaczymy jak się sprawdzi drugi kolorek.
10. Avon Baza pod cienie
Byłam kiedyś konsultantką, ale szczerze powiedziawszy niespecjalnie przepadam za kosmetykami tej firmy. Na bazę zdecydowałam się po przeczytaniu wielu pochlebnych recenzji. I nie zawiodłam się. Jest tania i bardzo dobra. Cienie, które wcześniej nałożone na czystą powiekę, po kilku godzinach zbierały się w załamaniu trwają teraz w niezmienionym stanie do wieczornego demakijażu. Nie sprawia przy tym trudności rozcierani i blendowanie. Dobrze mi się z nią współpracuje.
11. L'Oreal Maskara False Lash Wings
Na maskarę tą polowałam dłuższy czas, jednak regularna cena potrafi skutecznie odstraszyć, więc jak tylko pojawiła się w promocji - 40 %, nawet się nie zastanawiałam, od razu wylądowała w moim koszyku. Na początku używałam sporadycznie na większe wyjścia, jednak, efekt można stopniować i na co dzień używam jednej warstwy, a jak wychodzę gdzieś wieczorem, dokładam kolejne. W moim przypadku obietnice producenta zostały spełnione. Rzęsy po jego użyciu są uniesione, podkręcone, pogrubione i niesamowicie wydłużone dzięki specyficznej szczoteczce. Sam tusz nie zmienił konsystencji w trakcie używania, nie kruszy się i nie obsypuje. Jak trafi się znów większa promocja na niego na pewno się zaopatrzę.
10. Paese Mineralny podkład matujący
Posiadam odcień porcelanowy, który idealnie dostosowuje się do mojej skóry. Używam go nie jako podkładu, ale jako pudru do wykończenia makijażu i w tej roli sprawdza się doskonale. Dobrze mi się z nim pracuje zarówno przy użyciu pędzla, jak i dołączonej gąbeczki. Byłam tym zaskoczona. Puder matuje moją twarz na długie godziny, nie tworząc przy tym maski. Jestem bardzo z niego zadowolona, chociaż ma jeden minus. Brak zabezpieczenia sitka utrudnia jego używanie i po otwarciu niemal pół opakowania jest na puszku, przez co za każdym razem trzeba przed użyciem go otrzepać z nadmiaru.
Co o nich myślicie? Próbowałyście? Lubicie?