poniedziałek, 3 marca 2014

Ulubieńcy lutego

Witajcie.
Długo się zastanawiałam, które kosmetyki umieścić w ulubieńcach,
nowości raczej w tym miesiącu nie używałam
(zakupiłam kilka dopiero pod koniec miesiąca)
więc postanowiłam opisać kilka, których używałam w lutym najczęściej
lub takie, które mnie zachwyciły najbardziej.

Zapraszam do lektury :-)


Hydrolatów używam od dawna. Mój ulubiony to różany, ale często je zmieniam, żeby nie przyzwyczajać skóry. Używam ich jako mgiełki odświeżającej (głównie latem) i toniku do twarzy.
Porzeczkowy to miła odmiana. Urzekł mnie intensywny zapach czarnej porzeczki.
Zauważyłam, że moja skóra bardzo go polubiła. Wypryski szybciej się goją, nowe się nie pokazują :-)


Przeglądając ofertę E-glamour w czasie weekendowej dostawy za 1 zł, skusiłam się na wodę perfumowaną 
Bourjois Paris Glamour Chic. Zapach jest fantastyczny, słodki, mocny, ale nie duszący. 
Pierwsze wrażenie było niespecjalne, ale po psiknięciu na skórę zyskuje na wartości.


Peeling enzymatyczny Pharmaceris doskonale się sprawdza przy mojej ostatnio bardzo wrażliwej skórze. Błyskawicznie potrafi rozprawia się z suchymi skórkami. Doskonale przygotowuje skórę do dalszych zabiegów. Kremy świetnie się wchłaniają, a podkład równomiernie się rozprowadza i bardzo naturalnie wygląda.


Balsam do ciała Yves Rocher z masłem shea. Jest to już moje kolejne opakowanie. Doskonale nawilża, ale nie jest tłusty. Ma piękny, delikatny zapach. Skład jest bardzo przyjemny. Efekt nawilżenia jest długotrwały.
Polecam wszystkim, którzy mają problemy z przesuszoną skórą.


Od kiedy pamiętam moje paznokcie były słabe, kruszyły się, rozdwajały i łamały.
Tej odżywki przez długi czas bardzo się bałam, ale poczytałam, poszukałam i ostrożnie zaczęłam używać. Na razie zauważyłam poprawię ich stanu. Odżywki używam jako bazy pod lakier co 3-4 dni.
Paznokcie słały się twardsze i mniej podatne na uszkodzenia, nie łamią się już tak jak do tej pory.


Olejek z limitowanej serii Yves Rocher o zapachu czekolady i pomarańczy. Kupiłam w sylwestrem, pod wpływem impulsu (jak większość kosmetyków z resztą). Pachnie przepięknie, chociaż drobinki są zbędne. Są zbyt grube i jest ich za mało, aby dawały zadowalający mnie efekt.
Używam na noc i cudowny zapach towarzyszy mi do rana. Nie zawiera parafiny, jak wcześniejsze olejki tej firmy. Jestem zadowolona i żałuję, że jest to kolekcja limitowana (świąteczno-sylwestrowa). Liczę, że w przyszłym roku powróci :-)


Podejrzewam, że miłośniczki oryginalnych perfum mnie zaraz zjedzą, ale zdecydowałam się na zakup odpowiednika zapachu Alien w wersji rozlewanej na stoisku. Wiem, że jest to podróbka, ale bardzo dobrze odwzorowana i niesamowicie długo zapach utrzymuje się na skórze. Na pewno jesienią zainwestuję w oryginalnego Aliena.


Carmex - balsam do ust w sztyfcie. W tym miesiącu uratował moje usta. Miałam problem z przesuszonymi ustami, którego nie mogłam zlikwidować żadnymi pomadkami i balsamami. Po jego użyciu problem zniknął po 1 dniu. Wprawdzie nie powala zapachem, ale za skuteczność uwielbiam.


Po dłuższej przerwie wróciłam do podkładu Yves Rocher Pure Light. Gdyby nie zapach byłby moim ideałem. Kolor idealnie mi się dopasowuje do mojej cery, delikatnie matuje skórę, i subtelnie ją rozświetla. Kosmetyk wart uwagi.


W tym miesiącu najczęściej używałam poniższego duetu cieni:
Maybelline Color Tatoo  i Chanel w musie
Świetnie ze sobą współgrają i stanowią idealną bazę pod kreskę w dowolnym kolorze.


Moim ostatnim odkryciem miesiąca są opalizujące pigmenty z Kobo. Zdecydowałam się na niebieski i zielony. Pięknie wyglądają na oku, a w zależności na jaką bazę użyjemy otrzymać możemy najróżniejsze efekty. Poniżej nałożone na suchą skórę, cień Maybelline i czarny eyeliner:




Chociaż i tak zdjęcia nie oddają efektów, jakie można osiągnąć tymi pigmentami.
Bardzo mi się podobają w wersji ombre z zielonym w wewnętrznym kąciku oka, a niebieskim w zewnętrznym.

Znacie, miałyście styczność z moimi ulubieńcami?

10 komentarzy:

  1. Aliena mam oryginalnego i polecam z całego serca! Cena niestety zwala z nóg... Co to rozlewni perfum: Uważam, że wcale nie jest to takie złe. Nie każdego stać na wydatek rzędu 300-400zł na perfumy. Tym bardziej że kilka razy powąchane czy popsikane niekoniecznie mogą być dla nas fajne na dłuższą mete. Ja preferuję sprawdzić albo próbkę, ale kupić właśnie perfumy w rozlewni, są one niejednokrotnie bardzo zbliżone do oryginałów, i czasem trwalsze (mówię serio!!)
    Dlatego uważam, ze takie rozlewnie to super sprawa. Można mieć kilka zapachów w cenie jednego oryginału!

    Color tattoo i carmex także znalazły się w moich ulubieńcach :)

    Buziaki! :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Carmex i Color tatoo to już ponadczasowe hity blogów, a im dłużej używam Aliena, tym bardziej jestem pewna, że sięgnę po niego jesienią :-)

      Usuń
  2. Mam dwie małe buteleczki perfum rozlewanych na stoisku i oba długo się utrzymują i pachną podobnie do oryginałów więc jestem zadowolona :) A pigmenty Kobo się super prezentują!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zmówiłam 2 kolejne zapachy, w tym jeden, którego oryginalna wersja nie jest już produkowana. Zobaczę jak się będą sprawowały ;-)

      Usuń
  3. Zastanawiałam się nad jakimś zapachem od Bourjois, ale w końcu na żaden się nie zdecydowałam, ale może jeszcze to nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupiłam 2, ale w ciemno. Jeden mnie urzekł, a drugi jest bardzo pospolity, więc lepiej przed zakupem je przetestować :-)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Gdyby nie ten zapach... Wiem, że są błyszczyki i inne sztyfty, ale błyszczyki też mi zapachem nie odpowiadają, a sztyfty kończą się dwa razy szybciej niż klasyk...

      Usuń
  5. Cień Chanel ma śliczny kolorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie się mieni, a choruję jeszcze na róż z wiosennej kolekcji...

      Usuń